(...)
Artek nie dawał za wygraną. Wzburzyła się w nim latynoska, włoska krew, choć była nieco zmrożona przez butelkę wypitego właśnie zimnego, taniego piwa, na którego pustą butelką zerkał nasz bohater przenikliwym wzrokiem...
- Buerk! - parsknął, po czym pospiesznie rozejrzał się wokół siebie, czy ktoś tego nie widział. Widzieć nie mógł, bo Artek siedział sam w pokoju, zamkniętym na wypadek nagłej kontroli matki. A Artek na ekranie monitora przyglądał się uważnie fotkom swojej ukochanej. "Ile dałbym by zapomnieć Cię" szumiało w głośnikach, co zdołało rozwścieczyć Potito, bowiem wcale zapominać jej nie chciał.
Przeszedł więc do działania, zmienił status w swoim komunikatorze kilkakrotnie systemem - niewidoczny - dostępny, by oznajmić całemu światu, że jest zwarty i gotowy. Ustawił opis na "ping-pong anyone?" i było jasne jak słońce że zaraz nastąpi eksplozja...
Minęło kilka minut i Artka z marzeń wyrwał głośno ustawiony dźwięk odbioru wiadomości (a niech słyszą tumany na osiedlu że się rozmawia!). Na ekranie pojawiło się:
Bo Artek, choć dysponował niezłą rakietą, umiejętności pingpongowych wysokich raczej nie miał. A to podstawa dobrego podrywu.
Oczy mu się zeszkliły i wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami. Po kilku sekundach już był nieopodal stołu pingpongowwego, a nogi jego rozwarte były w dwuznaczny sposób. Dostrzegł ją kątem oka, wychylając się nieśmiało zza bloku...
to be continued