Szedłem sobie spokojnie w kierunku przystanka autobusowego...aż tu nagle zza rogu wyleciał jakis poje.bany pies i ugryzł mnie w łydkę
Jeden ząb wbił się bardzo mocno, nie obyło się bez krwi
Potem szpital, jakieś tymczasowe zastrzyki, zgłoszenie incydentu do Straży Miejskiej, ale chyba jak sam nie poszukam tego psa to nic z tego nie będzie. Także jutro idę na "łowy" muszę dorwać tego skurczysyna i doprowadzić do weterynarza (zapewne z pomocą wspomnianych służb)...oby nie był wściekły ani zakażony innym syfem, bo seria 20-kilku zastrzyków w brzuch nie uśmiecha mi sie zbytnio