Hewitt - Roddick 1 2.62
Mamy do czynienia z zupełnie nową sytuacją!! Jeszcze klkanaście godzin temu obydwaj zawodnicy przekonani byli, że po ewentualnym zwycięskim półfinale czeka na nich w finale Federer, którego pokonanie graniczy z cudem! Ale dziś cud się zdarzył
. Zarówno Lleyton jak i Andy ogłądali na pewno jego mecz z Safinem do końca i kładli się spać ze świadomością, że oto nadarza się ogromna szansa na wygranie wielkoszlemowego turnieju - odpadł główny faworyt, a w grze zostało trzech graczy z mniej więcej równymi szansami. W najlepsze sytuacji jest Marat, odpoczywa teraz i czeka na rywala; mam małą teorię, że po taki sukcesie dopadnie go w finale mały kryzys, ale o tym później
...
Przypatrzmy się natomiast dwójce dzisiejszych bohaterów:
Roddick czuje swoją szansę, ulubiona nawierzchnia, luz psychiczny, bowiem nie ma w dalszej perspektywie ostrego lania od Federera, ale z drugiej strony nerwy - może wreszcie uda się wygrać szlema poza ojczyzną?! Hewitt z większą presją - ogromne nadzieje Australijczyków. Lleyton jednak jeśli idzie o psychikę nigdy nie zawodzi, chociaż w podświadomości coś tam może siedzieć...
Psychika, własny teren to ważne elementy, ale ja przewagi Hewitta upatruję w czymś innym - w ograniu!
Roddick od początku roku popykał trochę w Colonial Classic, gdzie w tych właściwie towarzyskich gierkach łatwo pokonał Ljubicica, Agassi kreczował w I secie, a Federer spokojnie wygrał z nim jak zwykle zresztą
. Już w Melbourne w I rundzie 3 sety z Labadze (który po powrocie do Europy przegrał łatwo z Mertinakiem), w II rundzie Rusedski sprawiał już pewne problemy, potem już łatwo Melzer, Kohlschreiber i Davydenko - dwaj pierwsi młodzi, wystraszeni, a Mikołajek nie dość, że miał dziwne problemy ze zdrowiem to po serii bardzo wartościowych wygranych po prostu brakło pary! Ogólnie rzecz biorąc Roddick nie miał okazji do tego, aby się sprężyć, a jutro będzie musiał, oj będzie
.
Hewitt w Adelajdzie był w 1/4, gdzie odpadł z Dentem, który wystrzelił formą na samym początku roku, ale w Sydney wygrał już cały turniej bez większych problemów, tracąc zaledwie jedego seta w tie-breaku z Mirnyiem. W AO na początku trzeci raz w tym roku z Clementem (co ciekawe z tygodnia na tydzień coraz łatwiej), a potem trudne mecze z dobrze dysponowanymi: Blakiem, Chelą, Nadalem i Nalbandianem. Sporo spotkań na bardzo wysokim poziomie, męczących, ale o kondycję Hewitta się nie boję.
Dziwnie to brzmi bo to w końcu 1/2 Wielkiego Szlema, ale Roddicka czeka pierwszy w tym sezonie naprawdę poważny mecz i mam wrażenie, że będący w ciągu gry na najwyższym poziomie Hewitt to wykorzysta. Poza tym gospodarzom należy się wreszcie tytuł, a przynajmniej finał
P.S A co do meczu Federera stało się to czego się bałem! Ciągłe wygrane Rogera stawały się nudne i wspaniałe byłyby jego wyrównane starcia z innymi zawodnikami pod warunkiem, że on utrzymałby genialny poziom, a inni do niego wyrównali. Tymczasem niestety Federer wyrównał troszkę w dół... Safin zagrał świetnie i chwała mu za to (dla mnie była to zawsze jeśli idzie o talent bezprzecznie rakieta nr 2 XXI wieku
), ale jest w finale tylko dlatego, że to Roger zagrał zaledwie dobrze. Siła Federera polegała na tym, że równą grę na wysokim poziomie przeplatał genialnymi zagraniami. Wczoraj też było dużo fajerwerków, genialnych technicznych zagrań, cudownie przemyślanych rozwiązań itd. Zabrakło jednak tej systematyczności - parę minut cudownej gry, a potem parę minut beznadziejnej! Mecz był owszem emocjonujący, ale od strony czysto sportowej nic specjalnego. Zobaczymy jak się to wszystko skończy...