wczoraj pojechalismy na deche.. snieg pada, ja kieruje ( trzeba wspomniec ze mam traume do jezdzenia w taka pogoda po wyjezdzie na slowacje ;] ). Ale nic, posligalismy sie godzina 21 trzeba wracac.. wraca kumpel, przejechalismy kilometr i sie wjebalismy w niemaly row - 2 metry, a polecielismy tak, ze nie po ziemii tylko wyskoczylismy z takiego betonu ;P. Wypizdzilo nas strasznie, nogi mokre.. Znajomy w ogole wszedl do wody ktora byla w rowie, zgubil kluczyki od samochodu. 10 minut pozniej obok samochodu wjebal sie inny koles swoim pojazdem
tyle, ze jego udalo sie wyciagnac.. do domu wrocilem o 3 w nocy ;] 3 godzinki na niezlej wypizdziawie ;/
ale walentynki pierwsza klasa!!
pozdro
ps. domyslam sie jakie komentarze sie posypia