Ja rok temu wybrałem się z koleżanką - ona kierowała, bez celu na przjażdzke do miasta i kolegą. Jadąc 80km/h zjechała na pobocze, bo jej sie wydawało że zajachał jest droge autobus z nadprzeciwka

a pobocze bardzo złe z ok. 20cm głębokości od asfaltu. A ona od razu na drogę i nas na pas z nadprzeciwka i w rów i dawchowanie. Auto na złom wszyscy cali, ja najbardziej pokrzywdzony bo kolano mnie bolało długo jak w nie stuknąłem i ja jedyny pasów nie zapiąłem, a powinnienem bo jej nie ufałem.
Jako sam kierowca, to zero stłuczek i wypadków.
Ale parę razy wyprzedzając z nadprzeciwka ktoś jechał i ile fabryka dała zdąrzałem na syk, ale już takie manewry już mi przeszły, trochę to przemyślałem. Wiele razy nie śpiąc z 24h. czy więcej pokonywałem z ponad 100km. nie raz mi się oczy zamykały, wtedy muza, fajki, woda i nie myśleć o zmęczeniu. I właściwie często mi się to zdarza. Ale w końcu kiedyś się mogę przejechać..
Kiedyś w dzieciństwie jadąc rowerem Tir mnie drasnął o kierownik i wylądowałem w rów. A jechałem przy poboczu jak się powinno.
W tą zimę rano jadąc wolno w rondo pofrunąłem z 10metórw i przed środkiem się zatrzymałem nie trafiając w słup w który ślizgałem się, bo jakoś pulsacyjnie z tego wyszedłem.
W tą zimę na kompletnie łysych oponach jechałem przez trasę z 130km/h a nawet więcej a autem dosłownie rzucało. Póżniej to przemyślałem że lepiej się spóźnić niż się zabić. A był lód na drogach.