Lotnisko w Maladze, bodajże 2009 rok, powrót Legii ze zgrupowania. Zostało kilkaadziesiąt minut do lotu, piłkarze już po odprawie. Jeden z najmłodszych, skrzydłowy, nazwijmy go Kamil, pyta znajomego dziennikarza: "Masz jakieś euro? Bo ja nie mam, a chcę coś kupić do jedzenia". Razem podeszli więc do lotniskowego baru i Kamil rozpoczął zamówienie:
- Tri kanapkens plis.
- Sorry? - sprzedawca wydawał się być zaskoczony.
- Tri kanapkens.
- I dont understand...
- Tri kanapkens - zdenerwowany pokazał palce na kanapki.
- Aaaa sandwiches... - sprzedawca w końcu załapał.
Kamil wyraźnie poddenerwowany obrócił się do dziennikarza: - Kurwa... Co za czasy. Nawet na lotniskach nie mówią po angielsku!