W sobotnie popołudnie Liverpool przywita u siebie ekipę Kanonierów. Ostatnim razem kiedy obie drużyny mierzyły się na Anfield Road padł wynik 0:2 dla gości, podobnie jak w przypadku ich pierwszego pojedynku w tym sezonie. Czy tym razem będzie inaczej?
Arsenal przyjedzie na stadion The Reds jako aktualny lider tabeli i za wszelką cenę będzie chciał powiększyć przewagę punktową nad drugim Manchesterem City, natomiast ekipa Brendana Rodgersa zrobi wszystko, aby nie wypaść z pierwszej czwórki i ciągle wywierać presję na pozostałych kandydatach do walki o Ligę Mistrzów. Podobnie jak w starciu z Evertonem, nie będzie można liczyć na grę na remis. Warto nadmienić, że odkąd do Liverpoolu przybył Rodgers, po każdym gorszym spotkaniu przychodziła poprawa. Tym razem będzie tak samo?
Aby wygrać to spotkanie, obaj menedżerowie będą musieli wystawić najmocniejsze z możliwych składów. Warto zauważyć, że zarówno Arsene Wenger, jak i Brendan Rodgers mają problem z kontuzjami swoich podopiecznych. Mimo wszystko lepiej wygląda sytuacja w obozie rywala.". W ekipie Arsenalu kontuzję leczą Aaron Ramsey, Yaya Sanogo, Kim Kallstrom, Theo Wallcott, Diaby oraz Vermalen. W trakcie trwającej cztery mecze banicji jest również Flamini. W składzie gospodarzy brakuje w dalszym ciągu podstawowych obrońców, a występ Joe Allena pozostaje niepewny. Wszystko zależy od koncepcji menadżera oraz tego w jakiej dyspozycji jest aktualnie Walijczyk.
Liverpool w tym spotkaniu będzie chciał przerwać serię bez zwycięstwa nad Arsenalem w lidze. W ciągu ostatnich pięciu spotkań na swoim terenie, klub z Anfield nie zdołał wygrać ani razu. W międzyczasie przegrywał trzykrotnie, a dwa razy udało się zdobyć punkt. W sierpniu 2010 roku Liverpool po raz ostatni zremisował na swoim stadionie z ekipą Kanonierów. Było wówczas 1:1 a bramkę dla czerwonych zdobył wtedy David Ngog. W tym sezonie Rodgers stawia jednak na znacznie bardziej ofensywny futbol i, jak można wyczytać z przedmeczowych konferencji prasowych, tym razem na boisku będzie można zaobserwować klub grający w ten sposób. Jesienią Arsenal pokonał u siebie Liverpool 2:0, a drużyna gości rozczarowała swoich fanów, oddając całkowicie pole gry.. Najlepszych sytuacji nie wykorzystali ani Jordan Henderson, ani pieczołowicie pilnowany przez kilku defensorów rywala Luis Suarez..
Ostatnia kolejka znacznie więcej radości przyniosła fanom popularnych Armat. Ich zespół pokonał dwiema bramkami Crystal Palace, a na listę strzelców dwukrotnie wpisał się młody Alex Oxlade-Chamberlain. Fani Liverpoolu musieli przeżyć rozczarowanie po remisie 1:1 z WBA. Tamte spotkania to jednak przeszłość i obie drużyny doskonale zdają sobie sprawę z trudnej przeprawy , jaka stoi przed nimi. Tym trudniejsze zadanie ma Arsenal, który świeżo po spotkaniu na Anfield podejmować będzie na własnym stadionie Manchester United, aby później znowu spotkać się z zespołem The Reds. Tym razem na The Emirates w Pucharze Anglii. Na zakończenie trudnego meczowego maratonu Kanonierzy u siebie zmierzą się w Lidze Mistrzów z Bayernem Monachium. Odpuszczą sobie któreś ze spotkań? Przekonamy się niebawem.
W ramach ciekawostki warto dodać, że najwyższe zwycięstwo na Anfield Road nad drużyną Kanonierów wynosiło aż 5:0. Takim wynikiem zakończyło się spotkanie w kwietniu 1964 roku. Na tym samym stadionie w 1952 roku Liverpool uległ aż 1:5, co także jest rekordem w spotkaniach granych u siebie. Wartym wzmianki jest fakt, że nie była to najwyższa porażka w historii spotkań tych zespołów. Równo pięć lat przed wybuchem II Wojny Światowej zespół Kanonierów na Higbury rozgromił Czerwonych aż 8:1 (do przerwy było 2:0!). Miejmy nadzieje, że tym razem taki wynik nie padnie, no, chyba że dla gospodarzy. Na pewno będzie to spotkanie, które może całkowicie zmienić układ tabeli. Obie drużyny nie chcą przegrać, remis także nie będzie dobrym rezultatem. Liczą się tylko trzy punkty. To będzie prawdziwy piłkarski szlagier