Kolejna walka stulecia i kolejna zenada.
Uciekajacy Floyd przez prawie cala walke, trzymajacy na dystans Mannego lewym prostym. 12 rund i moze ze 2 rzy cos zaatakowal jakas kombinacja a tak to tylko Manny parl do przodu i nawet pare razy udalo sie do poldystansu przedrzec i obic czarnego ryja.
Dwoch bokserow, ktorzy tocza 12 rundowy pojedynek a po jego zakonczeniu wygladaja jakby wyszli z salonu pieknosci bo na ryjach ani sladu walki.
Na punkty to Floyd wygral, wiecej tych ciosow kontrujacych doszlo do lba Mannego tylko co z tego. Przypomniala mi sie walka Byrda z Golota co Andrew go lał przy linach a Byrd go po glowie macal swoim "ciosami" i wygral