Takiego prawdziwka jak komar znaleźć niełatwo.
– Gdy w 2010 roku wróciłem do Polski, zrobiłem wietrzenie szafy. Nazbierałem dwanaście 120 litrowych worków z ubraniami. Przy niektórych były jeszcze metki, choćby Dolce&Gabbana. Wszystko rozdałem. W szafie leży 60 par dżinsów. Mam tak wiele spodni, że gdy się zabrudzą, często nie piorę, zakładam kolejne.
– Gram lepiej od wielu gości z zespołu, a mam chodzić w tanich ciuchach z Leclerca? Poznawałem wielu ludzi, inny świat. Wynajmowaliśmy z chłopakami z zespołu prywatny samolot za 15 tysięcy, lecieliśmy z Lyonu do Cannes na imprezę. W pewnym momencie miałem pięć samochodów. Jechaliśmy z żoną do Paryża, kupowałem jej pięć torebek.
– Taki płaszcz miałem już 12 lat temu: czarny z lisem. Założyłem go dwa razy. W Hiszpanii było ich w sprzedaży dziesięć. Przebywałem na obozie, wszedłem do sklepu, młodzi piłkarze Austrii Wiedeń założyli się ze mną, że go nie kupię. Zdziwili się, musieli mi zapłacić po sto euro. Dla tych nastolatków to była bolesna przegrana, dlatego ostatecznie oddałem im te pieniądze.
– Fajnie jest tam zarobić i wrócić do siebie. Jak już człowiek ma wystarczająco na koncie, to myśli: pieprzę to. Kupię w Europie 30 mieszkań, 10 sklepów, a do Kataru pojadę na wakacje. Zapalę cygaro i będę się z nich śmiał.
– Miałem pieniądze, żonę, a jednak się rozstaliśmy. Wiem już, że kasa jest ważna, ale nie najważniejsza. Pewnie, że z nią jest w życiu łatwiej. Masz ochotę, lecisz na Bahamy, kupujesz co dusza zapragnie.