Trudno tego Ruska nie lubić, ma w sobie to " coś ".
Szkoleniowiec lidera ekstraklasy jest wymagającym rozmówcą. Nie lubi banałów. Gdyby się go zapytać, czy awansuje do Ligi Mistrzów, mógłby udusić. A przynajmniej zaprosił na trening i zaordynował 20 kółek wokół boiska.
Czerczesow to także kopalnia anegdot i mądrości życiowych, kilka z nich przeczytacie w przeprowadzonym wywiadzie. Kiedy padł temat jego ewentualnego odejścia z Legii po sezonie, od razu go uciął. Zamiast odpowiedzi, przytoczył historyjkę. Miałem przyjaciela, który bardzo kochał swoją żonę. Nigdy jej nie zdradzał. Martwił się, bo ona myślała, że jest inaczej. Przeżywał, że ona go posądza. Raz mu powiedziałem: Weź ją w końcu zdradź, będziesz wiedział dlaczego się martwisz, bo teraz przeżywasz, a nie wiesz z jakiego powodu. Jak to zrobisz, to oboje będziecie wiedzieli, że słusznie się zamartwialiście.
Dlaczego akurat ta anegdota? Wiedział, że każde słowo wypowiedziane w tym temacie może zostać odczytane dwuznacznie. „I będę jak ten facet, którego obwiniano za to, czego nie zrobił dodał. Piłkarze go cenią, bo jest sprawiedliwy. Ma zasady, których się trzyma i nie lubi, kiedy ktoś nie potrafi się dostosować.
Identyfikuje się z miejscem pracy. Kiedy padło pytanie, czy będzie rozmawiał z Joachimem Löwem na temat legionistów występujących w reprezentacji Polski, momentalnie zaprzeczył kiwając głową. Teraz pracuję pod polską banderą odpowiedział. I dodał. Nie za mądrze mówię?
Wielu dobrych piłkarzy nie poradziło sobie w Legii, z powodu przerośniętych ambicji.
STANISŁAW CZERCZESOW: Mówicie o rzeczach, które wam wydają się problemami, a dla mnie są jak ukąszenie komara. Nie wiem, co było przed moim przyjściem. Wiem, co jest teraz. Szanujemy każdego piłkarza, praktycznie wszyscy dostali szansę. Jeśli któryś ma kłopot, może przyjść, postaramy się pomóc. Jednak musi dostosować się do zasad. Inaczej będzie miał trudno.
Wymaga pan wysokiego pressingu. Ciężko było nauczyć zawodników takiego sposobu gry?
STANISŁAW CZERCZESOW: Ciężko jest w momencie, w którym widzisz, że im się to nie podoba. Jeśli pasuje, dobrze to przyjmują i jest w porządku. To rodzaj pracy trenera. Mówisz, określasz swoją filozofię i patrzysz, jak oni to przyjmują. Jak z dobrym kucharzem. Coś ugotuje, spróbuje i będzie mu smakowało, ale to nie wtedy powinien być zadowolony. To innym musi smakować jego potrawa. Jeśli nie, trzeba gotować od początku.
Czuje się pan gwiazdą zespołu?
STANISŁAW CZERCZESOW: Pierwszego dnia po przyjeździe do Warszawy powiedziałem, że zasypiam i budzę się z myślą, co należy zrobić, by Legię uczynić lepszą. Gwiazdy są na niebie. Jeden człowiek sam niczego nie zbuduje i nie poprawi, może jedynie zepsuć. Trafiłem tutaj ze swoim sztabem. Kiedy trener zmienia klub, ma pomysły. Później musi skonfrontować je z tym, co zastał. Jeśli wszystko się zgadza, w porządku. Jeżeli nie, trzeba coś zmienić. Z drugiej strony jest prezes, który też ma swoją wizję. Jeśli moja mu nie pasuje, muszę ją skorygować. Gdyby moje pomysły nie pasowały zawodnikom, nie byliby w stanie ich realizować. Wtedy trzeba znaleźć złoty środek. Taki, który sprawi, że drużyna będzie chętnie pracowała. A prezesowi należy przedstawić taki model funkcjonowania zespołu, by go zaakceptował i chciał sfinansować. Do tego dochodzą oczywiście nasi przyjaciele dziennikarze, którzy troszeczkę naszą pracę oceniają. Jestem jedynie cegiełką, elementem drużyny. Oczywiście ważnym, ale takim, który powinien wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafi. I za nią odpowiadać. Bo kiedy tylko delikatnie oderwiesz się od ziemi, zaczniesz odlatywać, to zaczyna być nieciekawie.
W tym roku przypada stulecie Legii i wszyscy kibice pragną dubletu. Dla pana to też ważne, bo w trenerskiej karierze brakuje spektakularnego sukcesu?
STANISŁAW CZERCZESOW: A gdyby nie było stulecia, to nie musielibyśmy zdobyć mistrzostwa? Musielibyście.
STANISŁAW CZERCZESOW: Właśnie. Dlatego jubileusz nie zmienia celów. Przeznaczeniem Legii jest wygrywanie, musi to robić niezależnie od tego, którą rocznicę powstania świętuje. A moje odczucia nie mają znaczenia. Niczego nie muszę, dostanę to, na co zapracuję. Sport to wygrywanie, każdy do tego dąży. Jeśli dochodzisz do finału, to chcesz w nim zwyciężyć. Identycznie myśli przeciwnik. Będziemy grać, a piłkarski Bóg nas osądzi. Nie ma sensu nakładać na siebie większego ciśnienia.