Wawrzyniak
– To była historia, po której zacząłem się żegnać z reprezentacją. Czerwcowy mecz z Litwą za kadencji trenera Adama Nawałki. Tomek Iwan w ramach „treningu alternatywnego” zorganizował przepłynięcie pontonami z Gdańska do Jastarni. Płynęliśmy na obiad do hotelu „Bryza”. Ponton mieścił kilka osób. We trójkę siedzieliśmy w rzędzie, przed nami Karol Linetty. Już na morzu było widać, że Karol czuje się nieswojo. Blady, skulony, wyraźnie się bał. Nie przypadła mu do gustu ta wodna rozrywka… Ruszyliśmy w drogę powrotną. Chłopaki pokazują na Karola, że wciąż siedzi przerażony. By dodać mu trochę otuchy, kiedy ponton zaczął mocno skakać po falach, wypłaciłem mu z całej siły „karczycho”. Ja w śmiech, ale obok konsternacja. Widzę tylko przerażone myśli kolegów. Co jest?! – myślę. Okazało się, że strzał w tył głowy wypłaciłem trenerowi Nawałce, który zajął miejsce Karola. Obrócił się, zobaczyłem tylko jego okulary. Jako jedyny nie zauważyłem, że Karol przesiadł się do drugiego pontonu, który miał kłopot z napędem i płynął wolniej. Gdy z przerażeniem zobaczyłem, kogo tak bezlitośnie potraktowałem, powiedziałem tylko: „O Boże…”. Zacząłem żegnać się z kolegami: „Dobra, dzięki chłopaki za wspólny pobyt w reprezentacji, miło było, bo mnie zdaje się za chwilę już w niej nie będzie. Powodzenia, będę wam kibicował”. Na szczęście selekcjoner przyjął to po męsku.