Grupa 400 turystów z Warszawy nerwowo biesiaduje w rejonie jednej z karczm na Krupówkach - alarmuje "Tygodnik Podhalański". Warszawiaków zaskoczyło nagłe pogorszenie nastrojów i niespodziewany koniec ferii zimowych.
ADVERTISEMENT
Reklama
Turyści twierdzą, że boją się samodzielnie wrócić do pracy. Warszawiacy zażądali od fiakrów podstawienia dorożek i transportu do szarej rzeczywistości w biurach na Mokotowie i Żoliborzu - podaje gazeta.
– Goście z Mazowsza źle obliczyli czas potrzebny na wypoczynek w Zakopanem - twierdzą pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego. – Byli przekonani, że po tygodniu szusowania, spacerów po Krupówkach i posilania się kwaśnicą będą w stanie ochoczo wrócić do swoich codziennych obowiązków.
Niestety, przeliczyli się. Twierdzą, że bez dorożki nie odważą się pożegnać z białym misiem z Krupówek, wymeldować z pensjonatów i wyjechać na Zakopiankę. Przeraża ich wizja samodzielnego powrotu za biurka, boją się nawet myśleć o Excelach, Power Pointach i targetach na I kwartał 2018. Lękiem napawa ich wizja wymuszonych pogawędek ze współpracownikami i menu pana kanapki zamiast grzanego wina i bogatej oferty zakopiańskich karczm.
W grupie turystów znajdują się m.in. specjaliści średniego szczebla w urzędach państwowych, pracownicy korporacji w stołecznym Mordorze, lekarze, nauczyciele, handlowcy, pracownicy marketingu i PR-u, a także właściciele małych i średnich przedsiębiorstw. Dla wielu z nich był to pierwszy urlop od lipca.
– O własnych siłach się stąd nie ruszymy, bo zamówiłem jeszcze oscypek z żurawiną – pisze na Facebooku jeden z turystów, który już jutro będzie musiał stawić się do pracy na 9:00, zamiast smacznie spać do 11:00 jak przez ostatnie 7 dni.
Z najnowszych informacji wynika, że część turystów zaczęła już spisywać wypowiedzenia. Planują rzucić to wszystko, zostać tu na stałe i zająć się wypasem owiec.