Otóż Leśnodorski mógłby być następcą Zbigniewa Bońka na stanowisku prezesa PZPN. Sugestie pojawiają się na zasadzie stugębnej plotki, ale poczekajmy, co się z niej urodzi. Hasło zostało rzucone i teraz piłkarskie środowisko się z nim oswaja w ramach nieformalnego sondażu. Sam Leśnodorski od pomysłu kandydowania dystansuje się z wdziękiem nieśmiałej pensjonarski. Będąc gościem programu Liga+ Extra z czarującym uśmiechem stwierdził, że do niedawna myślał, że wybory są już w tym roku, a nie w 2020. A więc tak daleko był od spraw PZPN, że nie znał nawet tej kluczowej daty, choć znają ją nawet sprzątaczki z biurowca przy Bitwy Warszawskiej.
Ale skoro już uzupełnił wiedzę, to czy będzie kandydował? Z jego niejasnej wypowiedzi wynika coś w stylu: nigdy nie mów nigdy. Oto przed wami, drodzy delegaci, były właściciel i prezes mistrza Polski oraz uczestnika Ligi Mistrzów, który potrafi kompetentnie i skutecznie pomagać innym klubom. Do tego ujmująco skromny.
Idealne CV na kampanię wyborczą...
Pisałem o tym kiedy Leśnodorski zaczynał temat Wisły, ale strzelałem że może o to chodzić. Bez interesu by nie zaczynał.
Kulesza chyba nie wchodzi w grę, za mocno zaangażowany biznesowo na dziś