Zaraz mnie zjecie ale pewnie nie byłoby takich absurdów w umowach gdyby ludzie przychodzili do pracy.
A nie kurwa porobiło się jakieś montessori i inne gówna, że jak dzieciak nie ma ochoty pracować na lekcji to ma pokój, gdzie się może kimnąć. Później taki rano się przebudzi stwierdzi, że dzisiaj pierdoli robotę i przewraca się na drugi bok.
Sam byłem świadkiem rozmowy, gdzie kolo mówił, że robotę wyłapał i że będzie miał 1000 zł premii miesięcznie za wzorową frekwencję (czytaj: codziennie od poniedziałku do piątku zechce przyjść do pracy).