Trener Jagi Bogdan Zając przez lata był wiernym giermkiem Adama Nawałki. Okrutnie przesiąkł swoim szefem. Dziennikarzy lubi, jak dłużnik komornika, zawodnikom ordynuje odprawy, które trwają tyle, co kiedyś przemówienia Fidela Castro, no i jak jego poprzedni szef dba o detale. Przed niedawnym meczem z Legią Warszawa kazał - proszę usiąść - nawalić śniegu na boisko pod balonem. Generalnie balon okrywający sztuczną murawę ma za zadanie chronić nawierzchnię przed opadami między innymi śniegu, by grajkowie ćwiczyli w komfortowych warunkach.
Okazuje się, że można pójść pod prąd. Zamysł szkoleniowca był taki, by jego gracze przyzwyczaili się do warunków ewentualnie panujących w trakcie spotkania z legionistami. Stąd pomysł z szuflowaniem śniegu pod balon, czyli coś jak w czasie powodzi czerpanie wody wiadrami i wylewaniem jej w domu.
Ale cały, misterny plan ze śniegiem poszedł... się czesać, bo zarządzający białostockim Stadionem Miejskim kapitalnie przyszykowali boisko. Nie było na nim grama białego puchu.