Zima, śnieg, a my z kumplami z Piwnicy pod Baranami szliśmy na mecz Wisły. Daniec, Jurek Fedorowicz, ja, Krzysiu Litwin â brało się flaszeczkę nalewki, częstowaliśmy ludzi siedzących obok, sami wypijaliśmy. Problem nie polegał na tym, że pozwalali nam wódkę wnieść na stadion, tylko, że ludzie umieli pić. Bo pić, to trzeba umić. Na wyspie Małgorzaty w Budapeszcie kelner podaje na basenie whisky albo co tam sobie życzysz. A nie, że ktoś po krzakach chla wódkę i rzyga. Na meczach popijało się wódeczkę w atmosferze przyjaźni. To moja młodość. Dziś nie chodzę, bo nie chcę, żeby mnie ktoś obmacywał po jajach, czy wnoszę butelkę.