05.03.2007 01:00 # Hewitt - Czy wygra 2:0? # Tak # 1,61 #
PinnacleFinał turnieju w Las Vegas - powinno się wydawać, iż zobaczymy tutaj dwóch znakomitych zawodników w fantastycznym, pasjonującym finale. Tymczasem dopisała tylko jedna strona - Lleyton Hewitt, który po drodze do finału stracił tylko jednego seta, a wczoraj ograł Marata Safina. Według mnie dziś ma najłatwiejszego rywala ze wszystkich pozostałych - Jurgena Melzera. Austriak do finału miał takich rywali, którzy nawet nazwiskami mogą straszyć, ale w challengerach - Llodra, Capdeville, Hernych, Korolev - co to jest w ogóle? Turniej ATP? W rankingu najwyżej z nich jest Michael Llodra - na ... 79 pozycji - śmiech na sali. Nie ukrywajmy - Melzer nie byłby tutaj, gdyby nie przedwczesny koniec Jamesa Blake'a, co było spowodowane kreczem Del Potro w decydującym o awansie meczu. Tak na prawdę to właśnie Jamesa powinniśmy tutaj widzieć - swoją drogą odpadł na własne życzenie. Hewitt w gazie - Spadeę, Lopeza i Safina odprawił bez większych problemów. Jedynie z Johanssonem męczył się przez trzy sety, ale tego decydującego wygrał zdecydowanie - do dwóch. Dziś Melzer powinien także zostać sprowadzony na ziemię - koniec pięknego snu. W pojedynkach bezpośrednich Lleyton prowadzi 4:0, w setach 10:1 - jedyny stracony na paryskiej ziemii Rolanda Garrosa. Na prawdę ciężko mi jest znaleźć jakiś argument przemawiający za Jurgenem - nawet nie będzie mniej przemęczony, bo z tymi "gwiazdami" męczył się po trzy sety. Wszystko wskazuje na finał w stylu zeszłotygodniowego Haas - Roddick, przy czym rolę Niemca odegra dziś Kangur - Lleyton Hewitt.