ARMIA Prezydent chce brać w kamasze przed studiami, eksperci dać spokój na całe życie
Nadciąga wojna o poborowych
Polska armia powinna jak najszybciej stać się zawodowa - wynika z analiz specjalistów od obrony. Prezydent ma jednak inny pomysł: obowiązkową kilkumiesięczną służbę dla wszystkich. Nie zwolniłyby od niej studia.
Od decyzji polityków, która ma zapaść w najbliższych tygodniach, będzie zależał los wszystkich nastolatków. Chodzi o ich rolę w polskiej armii: czy będą szli do wojska tylko ci, którzy chcą, czy wszyscy - wcielani na kilka miesięcy.
Nad przygotowywaniem zmian w armii od końca 2004 roku pracują autorzy Strategicznego Przeglądu Obronnego - gruntownej analizy wszystkich spraw związanych z wojskiem. Przegląd jest już gotowy, wkrótce dostaną go prezydent, premier i parlamentarzyści.
Kluczową decyzją wynikającą z przeglądu będzie przyszła liczebność armii i stopień jej uzawodowienia. W tej chwili polskie wojsko liczy około 148 tysięcy żołnierzy; połowa z nich to zawodowi oficerowie, podoficerowie i szeregowi, pozostali to żołnierze z poboru, wcielani na dziewięć miesięcy.
Autorzy przeglądu - ponad tysiąc osób, głównie wojskowych - chcą, żeby armia się zmniejszała: docelowo miałaby liczyć od 90 do 120 tysięcy żołnierzy (decyzję pozostawiają do wyboru politykom). Byliby to jednak znakomicie wyszkoleni żołnierze zawodowi, mniej liczną armię o wiele łatwiej też modernizować. Pomysł ten oznacza poważne ograniczenie bądź nawet likwidację powszechnego poboru. - Z punktu widzenia obronności kraju żołnierze z poboru mają bardzo niewielkie znaczenie. Przez kilka miesięcy nie da się ich dobrze wyszkolić - uważa szef zespołu, który pracował nad przeglądem, Andrzej Karkoszka.
Wizje autorów przeglądu kłócą się z tym, czego chciałby prezydent Lech Kaczyński. Jego zdaniem armia powinna liczyć 150 tys. żołnierzy, których duża część pochodziłaby z powszechnego poboru. Szef Kancelarii Prezydenta (i były wiceminister obrony) Aleksander Szczygło mówi nawet o konkretnym rozwiązaniu. - Służba trwałaby około czterech miesięcy - mówi "Rz". Jej skrócenie oznaczałoby, że co roku do wojska trafiałoby około 200 tysięcy młodych mężczyzn - dwa razy więcej niż w tej chwili. Skąd wziąć tylu rekrutów? - Powoływani do służby byliby wszyscy młodzi Polacy. Oczywiście ci, których zdrowie na to pozwala - mówi Szczygło.
W tej chwili studiowanie zwalnia od służby w wojsku - choć armia może się upomnieć o absolwenta szkoły wyższej, to w praktyce dzieje się tak niezwykle rzadko. Gdyby pomysł prezydenta został przeforsowany, do wojska trafialiby wszyscy młodzi ludzie bez względu na to, czy studiują. Absolwenci mogliby raczej spać spokojnie. - Cztery miesiące, które człowiek spędzi w wojsku, nie zrujnuje mu planów na przyszłość - uważa Szczygło.
Wyniki przeglądu trafią na biurka najważniejszych osób w państwie i będzie nad nimi dyskutować zwołana przez prezydenta Rada Bezpieczeństwa Narodowego (w jej składzie są prezydent, premier, marszałkowie Sejmu i Senatu oraz szefowie resortów związanych z obronnością).
Według planów ministerstwa konkretne projekty ustaw, które rozstrzygałyby kwestie liczebności armii i kształt poboru, miałyby być gotowe jeszcze w tym roku.
--------------------------------------------------------
Pobór to najlepsze wyjście
Z doświadczenia innych krajów NATO wiemy, że wojsko staje się coraz mniej atrakcyjnym pracodawcą. Nie powinniśmy czekać na to, aż taka sytuacja uderzy w Polskę, tylko powoływać do armii młodych ludzi. Wielu z nich uzna, że wojsko to ich powołanie i zostanie w służbie zawodowej. Czteromiesięczna służba nie wystarczy trzeba będzie organizować co jakiś czas dodatkowe ćwiczenia. Powszechny pobór to szansa na kształtowanie postaw patriotycznych.
Aleksander Szczygło, szef Kancelarii Prezydenta
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_061004/kraj/kraj_a_4.html